Kostka (w zasadzie: kostki) zostały rzucone (a raczej zrobione).
Szybko się nimi chwalę, bo jestem z nich dosyć dumna. To była pierwsza próba z koralikami toho i nicią nymo. I szczerze- nie wyobrażam sobie robienia tego na nici szewskiej. Czasem przez jeden koralik trzeba przewlec nić kilka razy, szewska by nie dała rady.
Zdjęcia wyszły kiepsko, bo pogoda fotograficznie nie rozpieszcza :( My tu gadu-gadu, że w czasie deszczu to można posiedzieć i coś zmalować czy popleść, ale ile tego deszczu można? Wprawdzie wczoraj słońce było, ale dzisiaj to niebo koloru stalowego od samego rana.
Co będzie z tych kostek? Jakieś kolczyki ;) Tylko jeszcze nie wiem w co "ubrać" te kostki :)
A w domu pachnie chlebem :) Bo upiekłam dzisiaj o ten chlebek. Jest pyszny, a prosto z piekarnika, z masłem topiącym się na jego powierzchni to już w ogóle rarytas ;)
Ślicznie wyszły, równiutkie i w bardzo ładnym kolorze :)
OdpowiedzUsuńPiękne kostki i takie pracochłonne :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietne. I piękny kolor. Czekam na koncowy efekt ;).
OdpowiedzUsuńmasz powód do dumy:) gratuluję
OdpowiedzUsuńChyba niewiele będzie im potrzebne :) świetnie Ci wyszły.
OdpowiedzUsuńja się do kosteczek przymierzam i jakoś tylko na przymierzaniu poprzestaję :) A Twoje są śliczne i takie równe!
OdpowiedzUsuńA na moim blogu wyróżnienie dla Ciebie i Twojej twórczości :) Zasługujesz na niejedno.